Prof. Andrzej Matyja: Wkraczamy w stan klęski żywiołowej


Jesteśmy w tej chwili w sytuacji bez wyjścia. Fala pandemiczna jest tak wysoka, że konieczne są restrykcyjne działania mające na celu zmniejszenie liczby zakażeń. Ludzie zarażają się wirusem w kontakcie bezpośrednim. Lockdown ma spowodować ich zmniejszenie, a więc niewychodzenie z domu - mówi prof. Andrzej Matyja, kierownik II Katedry Chirurgii Ogólnej UJ CM i prezes Naczelnej Izby Lekarskiej.


Łukasz Wspaniały: W ubiegły czwartek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 27 278 nowych przypadkach zachorowań na COVID-19. Dotychczasowy dzienny rekord padł 7 listopada, gdy odnotowano 27 875 nowych zakażeń. Czy w tym tygodniu można spodziewać się, że te niechlubne statystyki zostaną pobite?

Prof. Andrzej Matyja: W ostatnich dniach obłożenie łóżek i ilość zgonów wzrasta w dramatycznym tempie. Przypominam, że niedawno zanotowano dobowy wzrost hospitalizowanych o ponad 700. Dla wyobraźni: to tak, jakby cały szpital wojewódzki został zajęty przez pacjentów covidowych. Nie chodzi o to, że jak przekroczymy liczbę 30 tysięcy dziennych, potwierdzonych zakażeń, to ochrona zdrowia w naszym kraju będzie niewydolna. Wydaje się, że niestety wkraczamy w stan klęski żywiołowej. Musimy więc przede wszystkim wzmocnić szpitale.

Fala, którą w tej chwili obserwujemy, wystartowała z wyższego poziomu niż jesienią, a wirus, który nas dotyka, jest dużo bardziej zakaźny, wywołuje dużo cięższe zakażenie i atakuje coraz młodsze osoby.

Kiedy możemy spodziewać się szczytu trzeciej fali epidemii?

Jesteśmy w tej chwili w sytuacji bez wyjścia. Fala pandemiczna jest tak wysoka, że konieczne są restrykcyjne działania mające na celu zmniejszenie liczby zakażeń. Ludzie zarażają się wirusem w kontakcie bezpośrednim. Lockdown ma spowodować ich zmniejszenie, a więc niewychodzenie z domu. Ale sam lockdown nie zlikwiduje wirusa, dalej będzie krążył, tyle tylko, że nie będzie się przenosił, bo nie będziemy się spotykać twarzą w twarz.

W ostatnich dniach rekordowe są liczby wykonanych testów na obecność koronawirusa. Czy to efekt uruchomienia nowej ścieżki testowania, na które można zapisać się on-line?

Łatwiejszy dostęp do testów na pewno się do tego przysłużył. Muszę powtórzyć, że obecnie brytyjski wariant wirusa jest bardziej zakaźny i wywołuje dużo cięższe zakażenie. Więcej osób odczuwa objawy zakażenia i zgłasza się do zrobienia testu. Pamiętajmy jednak, że i tak te liczby mogą być jeszcze większe, bo nadal nie wszystkie osoby zgłaszają się do wykonania testu.

Jak obecnie wygląda sytuacja w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie? Czy są jeszcze wolne łóżka covidowe i respiratory?

Sytuacja zasadniczo zmieniła się na gorsze w ciągu ostatnich tygodni. Wolne łóżka jeszcze są, ale wyłącznie dlatego, że praktycznie co trzy dni jest tworzony nowy oddział covidowy. W ciągu ostatniego tygodnia w naszym szpitalu utworzono ponad 100 miejsc ogólnointernistycznych dla pacjentów covidowych i kilkanaście miejsc intensywnej terapii. Oczywiście te łóżka znikają w bardzo szybkim tempie i niestety, statystyka jest taka, że na nasze oddziały trafiają coraz młodsi pacjenci i w coraz cięższym stanie. Z tlenoterapii korzysta powyżej 90 procent pacjentów, a tak naprawdę momentami wszyscy, bo ci, którzy jej nie potrzebują, wracają do domu.

Czy brytyjski wariant powoduje cięższy przebieg choroby?

Niestety tak. Zakażają się również ludzie młodzi i oni również ciężej przechodzą to zakażenie. To jest wirus, który przejął prowadzenie wśród wszystkich wariantów. Brytyjski wirus wypiera pozostałe typy koronawirusa SARS-CoV-2, ponieważ jest bardziej zakaźny. On szybciej dokonuje inwazji, czyli jest szybszy niż inne. To tak jakbyśmy mieli wyścig kolarski różnych wirusów i ten po prostu finiszuje szybciej. To jest wirus, który zarazi więcej osób, a zatem będzie szybciej się namnażał.

Najnowsze obserwacje, które są prowadzone w szpitalach, wskazują na to, że niestety jeżeli wprowadzamy do domu wariant brytyjski, to choruje cała rodzina. Przy poprzednich wariantach było to nie aż tak oczywiste, nie wszyscy domownicy natychmiast chorowali.

Brytyjski mutant nie wykazuje cech "escape", czyli ucieczki przed szczepionką, bo ma zbyt mało zmian w białku S. Jednak nie mamy jeszcze stuprocentowej pewności, konieczne są dalsze badania. Poważniejsze zagrożenie stanowią mutacje japońska, brazylijska i południowoafrykańska, które nie zostały jeszcze zbadane, ale wykazują więcej zmian białka S, co może oznaczać, że szczepionki mogą działać w mniejszym zakresie. Badanie wrażliwości określonego mutanta na szczepionkę nie jest takie proste. Po szczepieniu mamy całą gamę przeciwciał, dlatego trzeba zgromadzić surowice wielu zaszczepionych osób i sprawdzić każdy nowy wariant. Musimy także zbadać surowice ozdrowieńców, aby uzyskać potwierdzenie, czy nowy mutant nie będzie wywoływał ponownych zakażeń. Pierwsze takie badania, które zostały opublikowane, na kilkunastu osobach, wykazały w wariancie brazylijskim i japońskim niższą efektywność surowicy ozdrowieńców. Nie znamy jeszcze wyników badań u osób zaszczepionych.

Czy widać już efekt szczepień wśród personelu medycznego?

Według danych przekazanych przez Ministerstwo Zdrowia większość lekarzy i lekarzy dentystów jest zaszczepiona. Niestety grupa "0", do której przypisani zostali medycy, nie była zapisywana przez e-rejestrację tylko przez formularz RCB i bezpośrednio w szpitalach węzłowych. W związku z tym, ostatecznie nie wszyscy pracownicy medyczni zostali ujęci w systemie e-rejestracji, zatem liczba lekarzy oczekujących na szczepienie może nie przedstawiać stanu faktycznego, gdyż część lekarzy dalej pozostaje na listach prowadzonych przez punkty szczepień czy szpitale węzłowe.

Według zapowiedzi producentów szczepionek, w drugim kwartale ma wzrosnąć tempo dostaw. Czy do lata uda nam się zaszczepić powiedzmy 70 proc. społeczeństwa i tym samym uniknąć kolej fali epidemii?

Głównym wyzwaniem jest podaż szczepionek, a ta wkrótce powinna istotnie przyspieszyć. Jest szansa, że do końca wakacji zaszczepiona zostanie zdecydowana większość dorosłej populacji. Problemem są natomiast zaburzenia w produkcji, które utrzymują ryzyko opóźnień.

Fakt, że szczepimy więcej niż inne kraje, sugeruje, że nie ma istotnych wąskich gardeł w systemie ochrony zdrowia w Polsce. Nie można wykluczyć, że pojawią się one, gdy dostawy szczepionek przyspieszą, ale na razie nie jest to bieżący problem.

Jest dużo wątpliwości wśród pacjentów dotyczących szczepionki AstraZeneca. Wielu z nich nie stawiło się w punktach szczepień. Czy opinia Europejskiej Agencji Leków sprawi, że Polacy odzyskają zaufanie do tej szczepionki?

Mam nadzieję, że tak. Na podstawie dokonanych analiz EMA stwierdziła, że korzyści płynące ze szczepionki AstraZeneca w zapobieganiu COVID-19, z powiązanym ryzykiem hospitalizacji i zgonu, przewyższają ryzyko działań niepożądanych. Szczepienia są najważniejszym osiągnięciem, jakie kiedykolwiek zostało wdrożone w medycynie.

Zachęcam do szczepienia każdą formą szczepionki, jaka jest dostępna. Tylko to może spowodować, że wyjdziemy z lockdownu i zaczniemy wracać do normalności.

Skąd taka zła atmosfera i czarny PR wokół tego brytyjsko-szwedzkiego koncernu farmaceutycznego. Może to zamieszanie wokół szczepień AstrąZenecą było zorganizowaną akcją konkurencji, która miała na celu zdyskredytowanie szczepionek tej firmy?

Nie chciałbym oceniać, kto i dlaczego i w jakiej wierze działał w tej sprawie. Państwa UE wznawiają szczepienia preparatem koncernu po decyzji Europejskiej Agencji Leków.

Od soboty w całym kraju obowiązują obostrzenia związane z rosnącą liczbą zakażeń koronawirusem. Zamknięto m.in. hotele, teatry i kina, ograniczono działalność galerii handlowych, a dzieci w klasach 1-3 szkół podstawowych będą uczyły się w trybie zdalnym. Jeśli liczba zakażeń przekroczy 30 tys., wprowadzony zostanie twardy lockdown, w tym zakaz przemieszczania się. Czy społeczeństwo po raz kolejny zrozumie konieczność samoograniczenia się i będzie tych restrykcji przestrzegać?

30 tys. zachorowań mamy już w tej chwili, tylko nie zostały jeszcze wykryte. Uważam, że mamy nawet dużo więcej chorych. Testuje się tylko część osób, która jest chora. Wiele odmawia wykonania testów, nie zgłasza się do lekarzy. Możliwe, że w najbliższych dniach pojawi się ta liczba, ale nie może być odnośnikiem do decyzji. Natężenie fali pandemicznej mierzymy w tzw. kroczącej średniej tygodniowej. Trzeba patrzeć na te wartości. Jeśli lockdown, który został ogłoszony od soboty, nie przyniesie efektów w ciągu dziesięciu dni, dopiero wtedy należałoby ogłosić kolejny jego etap. Fala jesienna przyniosła nam 70 tys. nadmiarowych zgonów, z czego większość to covidowe, ale część to byli ludzie, którzy nie dostali się po prostu do szpitali na czas. Lockdown to skutek bezradności wobec rozprzestrzeniania się wirusa.

Jak Polacy powinni spędzić tegoroczną Wielkanoc?

Potraktujmy ją jak poprzednie święta. Musimy pamiętać, że spotkania to jeden z elementów, które mogą doprowadzić do rozprzestrzenienia się koronawirusa. Zachowajmy ostrożność, wstrzemięźliwość w spotkaniach, byśmy mogli w pełni spotkać się, chociażby w Boże Narodzenie. Myślę, że warto jeszcze trochę się pomęczyć, by pokonać tę pandemię i korzystać z tej swobody spotkania się w kolejne święta.


Data publikacji: 22.03.2021



Powrót